Minęło 1,5 roku, a ja znowu stałam się kulasem. No cóż, Bywa.
Zacznijmy od tego, że z powodu kontuzji w pracy bywam rzadko. I być może dla niektórych byłaby to najpiękniejsza rzecz pod słońcem, ale powiedzmy sobie szczerze, że wpatrywanie się w śnieżnobiałe ściany dzień w dzień bywa uciążliwe. I tak, każdy normalny powiedziałby, że można robić tysiące różnych rzeczy ... Nie. Po prostu zaczynasz głupieć.
Także każdą wizytę w pracy, staram się odpowiednio celebrować, bo jak to, tak bez ciasta? Naprawdę nie wypada. Przecież trzeba usiąść, porozmawiać, wypić kawę/herbatę... A może przemeblujemy jakiś dział? Dajcie coś porobię? Proszeeeę ... I zazwyczaj dają.
I teraz dziewczyny wpadły w zachwyt "bo Ania, musisz mi dać przepis", " w kąpieli wodnej? nie słyszałam" ... Ehhhh.. A to takie proste.
Delikatna masa serowa z mleczkiem kokosowym, osadzona na kokosowym spodzie typu coco au miel, tylko w tym przypadku obyło się bez miodu. Został sam kokos.
Masa
- 1 szklanka mleka
- 2 szklanki wiórków kokosowych
- 2 łyżki cukru
- 2 łyżki mąki
- 1 jajko
Mleko zagotować z cukrem i ostudzić. Dodać wiórki kokosowe i poczekać aż napęcznieją. Następnie wsypać mąkę, dodać jajko i porządnie zamieszać, by wszystko dobrze się połączyło.
Masę wyłożyć do wcześniej wyłożonej papierem do pieczenia tortownicy i docisnąć do dna. Wstawić do lodówki.
Masa serowa
- 900 gr sera mielonego
- szklanka cukru
- 5 jajek
- 200 ml mleczka kokosowego
- 3 łyżki mąki
Nie mam tu żadnej głębszej filozofii w postaci oddzielaniu żółtek od białek, ubijaniu bądź ucieraniu. Po prostu mieszamy wszystko po kolei. Ważne jest żeby składniki odpowiednio wcześniej wyjąć z lodówki, tak by nabrały temperatury pokojowej.
Ser miksujemy z cukrem. Dodajemy kolejno po jednym jajku, mleczko i mąkę.
Pamiętajmy przy okazji, że dużo zależy od konsystencji sera. Raz są one rzadsze a raz typu "łycha stoi". Ja dodałam 3 łyżki, bo masa była luźna. Jeśli wasza będzie dość gęsta, dajcie trochę mniej.
Wszystko dokładnie mieszamy i wlewamy na przygotowany spód. Przy czym, najlepiej to zrobić używając najzwyklejszej łyżki. Lejąc masę bezpośrednio na łyżkę będziemy mieć pewność, że masa kokosowa się nie uszkodzi.
Formę owijamy dokładnie kilkoma warstwami foli aluminiowej, co zapobiegnie przedostaniu się wody.
Wstawiamy do dużej, głębokiej blaszki i bardzo ostrożnie wlewamy gorącą wodę. Całość, zachowując wszelkie środki bezpieczeństwa, wsuwamy do rozgrzanego do temperatury 180 stopni piekarnika.
Pozostawiamy na 10 minut. Następnie zmniejszamy temperaturę do 110.
Czas pieczenia. Hmmm ... mój piekł się w sumie godzinę. Najlepiej pod koniec sprawdzić czy środek ściął się i nie trzęsie się jak lejąca galareta. To ma być ścięta galareta. Takie lekkie wstrząsy typu slow motion. I wszystko jasne.
Upieczony sernik zostawiamy w piekarniku do ostygnięcia, a następnie powinien trafić do lodówki na przynajmniej 4 godziny. Zanim to jednak zrobimy, warto obsypać górę podprażonymi wiórkami kokosowymi.